Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/376

Ta strona została przepisana.

— Ciągle w azardach życia i zdrowia! — szepnęła, obcierając zdradną łzę.
— Kto nie azarduje, ten nie profituje. Wolałaby bratowa dobrodzika, żeby wysiadywał w domu na przypiecku, a wojny zażywał z fraucymerem!
Zaczem jęli mówić o chorobie miecznika i sprawach majątkowych, czego Onufry był dziwnie ciekawy. Rozłożyła bezradnie ręce.
— Imć Brzozowski tylko wiedział prawdę. Ja nic nie wiem — wyznała się szczerze, gdyż mąż nigdy jej nie wtajemniczał w te sprawy.
— Brzozowski siedzi u mnie i w potrzebie może się przygodzić z takową eksperencyą interesów. Radziłem mu w Stokach przeczekać gniew pana brata. Miecznik zawziął się na niego zgoła niesłusznie, wszak postępował wedle jego rozkazania.
— Niemało się gryzłam tą niesprawiedliwością względem niego. Prawda, że człowiek twardy, kat dla poddaństwa i obcy uczuciom ludzkości, ale po takim dyshonorze jaki go spotkał..
Przerwał jej tryumfująco:
— Tylem dokazał, iż pogodzili się z Ceśką.
— Z pamięci ludzkiej takiej przygody nie wypędzi, będą mu nią dogryzali.
— Na wojnie, moja mościa bratowo dobrodziko, jak na wojnie. I ja mu swoje straty darowałem. Wszak mi dwóch pachołków na śmierć posiekał i postrzelił konia. Plagi od niej wziął a wielbi ją teraz i ślepo słucha, gotów choćby w ogień...
— Pamiętam, z jakim do niej resentymentem się