Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/377

Ta strona została przepisana.

zdradzał. Przerobiła go niby cygan konia na jarmarek. Takie malowane przyjaźnie nie na długo...
— Weneruje ją z serca, boć to prawdziwa perła — zadeklarował mocno.
— At, wicher i nieokrzesana dziewka! — zniecierpliwiły ją te pochwały. — Nie mam ja nic przeciwko niej, ale kontentam, że moja Marynia niepodobna do niej...
Cóż bratowa dobrodzika ma jej do zarzucenia? — zgniewał go jej ton kwaskowy.
— Rzekłam, jeno mnie słuchy dochodzą, jaką famą cieszy się w okolicy...
— A wszystko razem głupie plotki. Że samowolna, że przy kądzieli ni krosienkach nie wyczekuje kawalerów, że sposobna przy okazyi poczęstować obuszkiem lub batami, że do myśliwstwa ma dyspozycyę, a przy okoliczności kielichem węgrzyna nie pogardzi? Za te właśnie przewiny kocham ją niby rodzoną.
— Utrafiony konterfekt, lecz nie bardzo stosowny płci naszej.
— Nie cierpię udawanych niewiniątek, co to pokazują się, że słowa nie potrafią powiedzieć, a Bóg wie co wyrabiają za oczami matek.
— Panna Kobierzycka gorącego ma w bracie dobrodzieju protektora.
Dotknięty już do żywego, porwał się z miejsca i wyrzucił gorąco:
— Za córkę ją uważam i pragnąłbym z niej żony Sewerowi.