Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/391

Ta strona została przepisana.

wana, brwi krucze, wargi uczerwienione, trójkątny kapelusz pod pachą, dawały mu postać francuskiego galanta starego autoramentu. Niemałe gaudium zbudził i tem, że, upodobawszy sobie pannę Kraińską, w niej szukał fortuny w ciągłych dygach, duserach i strzelistych koperczakach. Panna dworowała z niego w żywe oczy, a Bonus po swojemu zażywał z mańki, że ani się grat spostrzegł, jakiem się uczynił pośmiewiskiem. Aż miecznik wstawił się u panny przez ojca Albina, by go poniechali. Widział bowiem z głębi swojego pokoju, przez drzwi na rozcież powywierane, co się dzieje w sali. Męczyły go nieustanne rzępolenia, grzmoty tańców i wrzawy, lecz przymuszał się do wytrwania na stanowisku. Ceśka siedziała przy nim zła, jak osa. Żal jej było zabawy, dusza się rwała do tańców, nogi ponosiły a udawała obojętną i znudzoną. Przyganiała też wszystkim bez wyjątku, a o starościnie Kossowskiej powiedziała:
— Tłucze się w tańcu, jak niedorznięta indyczka, i ma gminne ułożenie.
— De domo Gałęzowska, kasztelanka gostyńska — ostrzegał przekornie.
— Ale niespełna rozumu, jak powiadał ojciec Albin.
— Prawda, całe życie schodzi jej tylko na zabawach. Pewnie, że ma zajączki w głowie. Bo jak się znudzi w domu w Bełżycach, zbiera kompanię i pod byle pretekstem urządza najazdy na dwory, nieraz nawet o kilkanaście mil oddalone, i tygodniami baluje. Starosta musi być powolnym we wszystkiem, niema