Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/40

Ta strona została przepisana.

— Dałem kawalerski parol i dotrzymam — wyrzekł nieulegle, lecz pobladł.
— Miecznik poruszył się gwałtownie i przebódł go rozsrożonemi oczyma; na jagody wystąpiły mu czerwone plamy; znać było, jako się mocuje, żeby się nie dać przyrodzonej gwałtowności. Zaczem siadłszy przy stole, okrył się kłębami dymów i dopiero po dłuższej pauzie zapytał:
— Na jakie to znowu wojaże się wybierasz?
— Dostałem pocztę z Warszawy, szef żąda rychłego powrotu na służbę. — Tu opowiedział, jak zabiegom Działyńskiego zawdzięcza, że król go fortragował na dawną szarżę. Miecznik jął rozpytywać, zwłaszcza ciekawiła go sytuacya kasztelana. Sewer odpowiadał krótko, ni słowem nie potrącając spraw sprzysiężenia, zaś z relacyi o kasztelanie próbował się wykręcić, lecz przyciśnięty do muru, wyznał wiadomą sobie prawdę, nie szczędząc wuja jawiąc go bez obsłon. Za głowę brał się stary, niektóre szczegóły kazał sobie powtarzać, ale czuć było, jako ten przeczerniony konterfekt przypadł mu do serca i wielce kontentuje, bo rzekł z przekąsem:
Reguły miał zawsze śliczne i na pokaz. Nie powiadaj o tem matce, toby ją dobiło. Kasztelanową widziałeś w Grodnie?
Umknął z oczyma po pytaniu. Sewer cale serdecznie oddawał dank jej czułemu sercu i wspaniałomyślności.
Zerwał się na to stary, oczy mu zagrały, a cała twarz spromieniała ogniem, aż Sewer zamilkł, uderzony tą dziwną przemianą.