Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/435

Ta strona została przepisana.

obmierzły moje salony i moje perfumowane amanty! Zjadłabym kiełbasy, co to się do trzeciego dnia odbekuje! Sprałabym kogo po pyskach i bo ja wiem, cobym robiła! — parsknęła znowu śmiechem, leniwie się przeciągając.
— Przy takiej dyspozycyi że cię to puścił na wolę Diwow?
— Bo głupi, jak wy wszyscy! Zamknął mnie, gemeina postawił przy drzwiach na warcie i zabronił mi się ruszać z domu. Osieł jeden! Nudziłam się jak prymasowska małpa, już miałam się, położyć, ale pomyślałam: trzeba durnia nauczyć rozumu. Dalejże traktować z żołnierzem. Cóż, kiedy ten śmierdziel na wszystkie obietnice i złotówki dawał jeden respons: — »Nielzia!« Zmiękł dopiero po kwarcie krupniku i teraz śpi, jak zabity, pod drzwiami, a jutro przepędzą go przez kije. Diwow będzie wściekły, ale niechaj sobie wybije z głowy, że kobietę można upilnować...
— Nie chciałbym ja takowej funkcyi spełniać przy asindzce — westchnął rotmistrz, pożerając ją oczyma. Wabna bowiem była: słusznego wzrostu, pulchna, lecz wielce foremnej postaci; włosów kasztanowatych, oczu niebieskich, zębów połyskliwych, niby sznur najbielszych pereł; śmieszka przytem i dysząca jurnością. Głos miała jakby nieco przepalony miłosnymi upałami, piersi nazbyt wzdęte i grzeszność wypisaną w białej, ślicznej twarzy i na czerwonych, lśniących wargach, potrafiła jednak przybierać pozór, jaki chciała i w każdej okoliczności, czem właśnie niejednego wyprowadziła w pole.