Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/473

Ta strona została przepisana.

nów i żebrząc cichutko, bacznie penetrował, wchodzących. Był to zbytek ostrożności, bowiem Węgierski chociaż pod pozorem karnawałowego przyjęcia, ugaszczał samych jeno spiskowców, osobiście sobie znajomych. Kiedy wszedł Zaręba, w obszernym salonie rzęsiście oświetlonym, zgromadzenie było prawie w komplecie. Czekano jedynie na Kapostasa. Na wszelką jednak okoliczność, w sali i bocznych stancyach, porozstawiano liczne stoliki do kart, a liberya roznosiła różne napoje i całe piramidy pączków i chrustu. Zebrało się osób kilkadziesiąt, najważniejsi spiskowcy z Warszawy i kilkunastu delegatów z prowincyów. Przeważali znaczniejszą kwotą cywilni, że zaledwie dojrzał wśród fraków jakąś wojskową kurtę. Honory domu sprawował żarliwie szambelan Węgierski, człowiek lat średnich, wysoki, o dobrotliwej, chudej twarzy okolonej siwizną. Nosił się po polsku, przy prostej szabli miał oficyerski felcech. Panował już znaczny gwar i rozanimowanie, kiedy się zjawił Kapostas. Prowadził jakąś zamaskowaną damę i usadziwszy ją wpodle siebie, natychmiast otworzył naradę. Każdy brał miejsce, gdzie mu było wygodniej; większość zasiadła wielkiem półkolem, wielu cisnęło się we drzwiach, a byli tacy, którzy w bokówkach najspokojniej zasiedli do kart lub pili, nie wtrącając się do rozpraw. Rozpoczęły się dość bezładne i wielce burzliwe deliberacye; bowiem jedni, sami prawie wojskowi, parli aby natychmiast oznaczyć dzień powstania, zaś drudzy, a tych była większość znaczna, żądała odroczenia wybuchu. Każdy przytem dawał swoje niezawodne racye i każdy pragnął namiętnie przeważyć szalę na