Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/69

Ta strona została przepisana.

działa, gdy Sewer, podjadłszy coś na prędce, wyniósł się z powrotem przed dom.
Panna Ceśka, podobając sobie w dyskursach, przyciskała go o sprawy publiczne.
Zbywał ją żartobliwemi słówkami aż się nasrożyła.
— Waszmość traktuje mnie, jak uprzykrzoną muchę.
— Rozumiałem, jako niewiastom ciekawsze nowiny o strojach i porządkach...
— W potrzebie zmacam kury i wydoję krowy, alem ciekawa i drugich materyi.
— Więc pytaj waćpanna, responsów nie poszczędzę.
Zczerwieniała się, jakby kto na nią ogniem rzucił, i odwróciła głowę.
— Byle się waćpanna zbyła dąsów, a powiem wszystko akuratnie.
— Waćpan sobie ze mną poczyna, jak ze smarkatą! — zerwała się już gniewna.
— Przepraszam majestat jejmość panny chorążanki.
Przeszyła go oczyma, niby srogim stychem, i, zagwizdawszy na psy, zbiegła z nimi w dziedziniec do niedźwiedzia, który zsunął się błyskawicznie ze słupa i, wspierając się łapami na jej ramionach, lizał ją po twarzy i szyi, obdarzany wzamian głaskaniem i kuksańcami.
— Zapalczywa cieciorka, gotowa w sprzeczce wziąć się nawet do obuszka — myślał, patrząc na jej karesy z niedźwiedziem, i roześmiał się z ojcowskich projektów.