Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/95

Ta strona została przepisana.

jakobin. Z parobkami po nocach się zmawiał, do buntów przeciwko panom ich dysponował! Z księży sobie nic nie robił! Sto bizunów dać temu łajdusowi! Bić, co się zmieści! — krzyczał w paroksyzmie wściekłości.
— To wszystko kłamane! Oszczędź mu hańby, błagam cię na kolanach! — i w przystępie trwogi śmiertelnej rzucił mu się do nóg, błagając za towarzyszem.
— To mój przyjaciel. Wziął wolność za rany, poniesione w obronie ojczyzny! Sam książę obiecał mu indygenat. Bajędy zawistnych te jego przewiny. I za cóż chcesz go karać? Kochają się, zostanie oficyerem i pojmie ją. Wiedziałem o tem i sam obiecywałem wstawić się za nim do ojca. Odpuść mu! Będą cię błogosławili całe życie! — wołał rozpaczliwie, całując go po rękach i nogach, a wraz z nim podnosiły łzawe supliki matka, ciotka i cały fraucymer, tylko jedna Marynia stała z boku nieporuszona z groźnie ściągniętemi brwiami, lecz miecznik nie dał się zmiękczyć i powiedział:
— Rzekłem i dostanie sto bizunów! Nuże tam, chłopy!
Sewer porwał się z ziemi, a już pijany szalonym gniewem krzyknął:
— Któren go tknie, ze mną weźmie sprawę!
Chłopi cofnęli się trwożnie, ale miecznik wyrwał się naprzód i, wpierając w syna oczy srogością jarzące, zasyczał:
— Ty śmiesz przeciwko mnie?
— Moją powinnością bronić honoru żołnierzy Rzeczypospolitej.