Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

stangret nie przywiózł ich dotąd. A tu się kto tak śmieje?
— To ja się roześmiałem — zawołał Lulejka. — Bo najpierw powiedziałeś waszmość, że nie przebrałeś się ze zbytniego pośpiechu, a teraz okazuje się, że nie masz nic innego do włożenia na grzbiet, prócz tego, co na tobie oglądamy.
— Waszmość kim jesteś? — zapytał wyzywająco książę Bulbo.
— Ojciec mój był królem Paflagonji, a ja jestem jego jedynym synem! — odparł Lulejka.
— Uf! — syknęli równocześnie król i Mrukiozo, jakby im kto nastąpił na odcisk. Ale król odzyskał natychmiast panowanie nad sobą i rzekł:
— Kochany książę Bulbo, zapomniałem przedstawić Waszej Dostojności mego ukochanego bratanka, księcia Lulejkę. Proszę, uściśnijcie się po bratersku. Lulejko, podaj rękę Jego Dostojności.
Lulejko pochwycił rękę księcia i ścisnął ją tak silnie, że nieszczęsnemu Bulbie łzy trysnęły z oczu. Teraz minister Mrukiozo podsunął mu krzesło, które ustawił na wysokiem wzniesieniu tronowem obok siedzeń królewskiej rodziny. Widocznie jednak krzesło stało zbyt blisko brzegu wzniesienia, bo ledwie zasiadł na niem Bulbo, krzesło usunęło się w tył i książę Bulbo potoczył się jak kula ze wzniesienia i upadł na posadzkę, wywróciwszy wpierw kilka koziołków.
Ryczał przytem ze strachu jak bawół, a wtórował mu niepohamowany śmiech Lulejki i całego dworu, Bulbo bowiem, przed chwilą jeszcze wyglądający wcale możliwie, teraz, gdy się podniósł z ziemi, wydał się wszystkim tak pokracznym, że boki zrywano ze śmiechu. Zauważono, że przy wejściu na salę Bulbo miał w ręku różę, ale przy fikaniu