Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
108

Wszyscy słudzy czekali już przed gankiem na nasze przybycie i ..............

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„W tem miejscu gwałtowne stukanie do moich drzwi wczorajszej nocy, zmusiło mnie przerwać to pismo. Czy domyślasz się ktoby to był w tak niezwykłej porze? Oto nikt inny, jak tylko sir Pitt Crawley. W szafroku i w nocnej czapeczce, nie zważając na mój krzyk, zbliżył się do mnie i zabierając świecę rzekł:
— O jedenastej godzinie w nocy wszystkie światła w domu powinny być pogaszone. A teraz, miss Becky, możesz się rozebrać bez świecy. Jeżeli nie chcesz, mała figlarko (tak mnie zawsze nazywa) żebym przychodził co wieczór gasić świecę, to staraj się zawsze położyć jak tylko jedenasta wybije.
— Ma się rozumieć że na przyszłość tak się urządzę żeby nowych odwiedzin uniknąć. Wyszedłszy ztąd poszedł spuścić z łańcucha dwa ogromne buldogi, których szczekanie przez całą noc nie ustawało.
„Obszerna sala, przeznaczona do wielkich uroczystości, zajmuje środek domu, a raczej ogromnej stodoły z czerwonych cegieł, z wysokim dachem i z piętrzącemi się kominami. Sala ta, z wyjściem na tarasę, smutniejsza jest niewątpliwie od tej, której opis czytaliśmy w Tajemnicach Udolfa. Ognisko komina tak wielkie, że możnaby w niem połowę panienek z pensji miss Pinkerton wygodnie ustawić. Rożen zaś tak potężnych rozmiarów, że możnaby śmiało całego wołu upiec. Na ścianach wiszą portrety przodków pana Pitt Crawley jedni z brodami, drudzy w perukach, kobiety w wą-