Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
297

Mówiąc nawiasem Amelja nie miała wiele entuzja zmu dla poczciwego kapitana i nie dostrzegała w nim wszystkich jego zalet. Widziała dobrze jego nieśmiałość, jąkanie i niezgrabność, i nie mogła czuć dla niego wiele wdzięczności za przyjaźń, jaką okazywał jej meżowi; bo któżby zresztą nie kochał Jerzego; Tenże sam Jerzy mówił zawsze o swoim przyjacielu z pewnym szacunkiem, ale nieraz mu się zdarzało naślado wać przed Amelją jąkanie i niezręczne ruchy biednego Willjama.
Rebeka jeszcze mniej pobłażliwie sądziła kapitana. Przez wrodzoną sobie próżność nie mogła darować mu jego skłonności do Amelji, a chociaż mu okazywała pewne niby względy i uważanie, kapitan z tem wszyst kiem czuł że nim poniewiera. Rawdon Crawley zaledwie raczył zwracać na Williama Dobbin uwagę; nawet Józef Sedley przybierał z kapitanem ton protekcyjny, w którym się przebijało przeświadczenie własnej wyż szości.
Kiedy Jerzy i Dobbin znaleźli się sami w pokoju Józefa Sedley, kapitan oddał przyjacielowi list przez p. Osborna przysłany.
— Ale to nie jest pismo mego ojca — zawołał Jerzy zmieszany.
Jerzy nie mylił się wcale. List był napisany ręką plenipotenta pana Osborna w następujących wyrazach:

„Bedford Row, 7. maja 1815.

„Panie!
„Pan Osborne polecił mi oznajmić panu że zawsze stale trwać będzie w raz powziętem względem pana