Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
115

Głos w płomieniach! Trąbę Jerychońską, Rozbity kociół, i dołączysz: Ludożercę nawróconego.
— A Praczkę z Finckley-Commen? zagadnęła lady Emilja. — Trzeba dążyć prosto do celu,
— Przepraszam panie — wtrącił dyplomatycznie Pitt. — Mimo najgłębszego poważania dla najdroższej lady Southdown — ośmielę się zauważać że kto wie czy nie lepiejby było nieco poczekać nim się sprowadzi miss Crawley na grunt tak ważny i stanowczy. Przedewszystkiem wypada oszczędzać jej zdrowie — a prócz tego przyznacie panie że ona tak mało myślała dotychczas o śmierci, o zabezpieczeniu sobie wiekuistej szczęśliwości.
— Tem ci bardziej wypada spiesznie działać — zawołała lady Emilja, dźwigając arsenał broszur.
— Zbyt nagle działając przerazimy ją tylko. Znając dokładnie światowe usposobienie mojej ciotki, ręczę paniom, że nie osiągnęlibyśmy zamierzonego celu, nie porzuciłaby błędnej drogi i nie zdołalibyśmy wyrwać tej duszy z grożącego jej niebezpieczeństwa. Chcąc się uwolnić od obawy, od nudów, jakich w zaślepieniu swojem od was spodziewać się będzie, wyrzuci poprostu książki za okno i drzwi nam zamknie przed nosem.
— Pitt! Pitt — i ty także hołdujesz znikomościom tego świata, przynajmniej tyle co miss Crawley — rzekła z westchnieniem lady Emilja, zabierając nieocenione broszury.
— Zbytecznem byłoby powiadać pani, kochana lady Southdown — mówił dalej Pitt nieco ciszej do hrabiny — jak dalece brak względów i roztropności mógłby