Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.
159

korespondentów — dodał po chwili — bo będziesz pani pisać do ninie, nieprawdaż? Oddalam się na bardzo długo.
— Będę ci donosiła o Jerzym, kochany panie Williamie, zawsze byłeś bardzo dobry dla niego i dla mnie. Patrz, co za śliczna twarzyczka, jakby aniołka!
Różowe rączęta dziecka machinalnie obwinęły się koło palca zacnego żołnierza, a oczy Amelji zajaśniały całym blaskiem macierzyńskiej dumy. Spojrzenie to, w którem płonęło najżywsze i najgorętsze uczucie, do rozpaczy doprowadziło biednego majora. Pochylił się w milczeniu nad kolebką, i nareszcie po wysileniu zdobył się na tyle energii, że zawołał przytłumionym głosem:
— Niech Bóg nad nim czuwa!
— I niech pana prowadzi, kochany panie Dobbin — zawołała Amelja, wznosząc głowę po ucałowaniu synka. — Ale na miłość Boską, cichuteńko pan odchodź, żeby niezbudzić Jerzego!

XXXVI.
Sposób życia na wielką skalę bez grosza dochodu.

Któż, posiadający choćby tylko nieco daru spostrzegania, nie zastanowił się czasem nad interesami niektórych bliźnich i nie zapytał siebie: z czego — u licha — bliźni ci żyją? Spotykam naprzykład w parku pana X., jedzie powozem dwukonnym ze strzelcem w olbrzymi przystrojony pióropusz; na jego świetnych objadach trzech lokajów w pysznej liberji usługują gościom. Ponieważ dwa razy na tydzień zapraszają mnie tam na obiad, przemilczę nazwisko — ale wiem, że powóz i ko