Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.
169

skiem mieście owych szlachetnych rodaków z gęstą miną, z bezczelnem spojrzeniem, którem się odznaczają. Ci panowie oszukują hotele, wystawiają fałszywe weksle na urojonych bankierów, kradną powoźnikom pojazdy, jubilerom klejnoty i nawet w bibljotekach publicznych rzadkie książki lub rękopisy. Trzydzieści lat temu niech się gdzie pokazał milord angielski, wszędzie miał kredyt i szlachetny cudzoziemiec nie był wyzyskiwaczem, lecz wyzyskiwanym. Dzisiaj zdaje się że wiek cały od tych czasów minął.
W kilka tygodni dopiero po odjeździe państwa Crawley spostrzegł się gospodarz hotelu w Paryżu, gdzie tak długo mieszkali, co za ogromne poniósł straty z ich powodu. Napróżno zgłaszała się z rachunkiem za stroje dla pułkownikowej modniarka, pani Marabout; daremnie pan Didelot z Palais Royal zapytywał się kilkakrotnie, czy prześliczna milady, której sprzedał tyle bransoletek i zegarków, już powróciła i nawet biednej chłopce, mamce zapłacono tylko za pierwszych sześć miesięcy. Czyż Rawdonowie mogliby takiej bagateli pamiętać? Co zaś do gospodarza hotelu, korzystał on z każdej sposobności żeby przeklinać wszystkich Anglików na świecie i zapytywał podróżnych czy nie znali przypadkiem niejakiego pułkownika Crawley i jego żony, bardzo sprytnej kobietki.
— Ci państwo okradli mnie najniegodziwiej — dodawał melancholicznym tonem.
Celem wyprawy Rebeki do Anglji było uzyskanie ustępstw i ułożenie się stanowcze z wierzycielami męża; ofiarowała im 40 za 100, pod warunkiem żeby dłużnik