Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.
267

straty było raczej machinalną czynnością umysłu, nigdy zaś wywołane; przeciwnie, tak córka jak i ojciec wystrzegali się wymówić to imię niegdyś drogie ich sercu.
O piątej pan Osborne wracał zwykle do domu na objad. Przy stole głuche panowało milczenie, przerywane tylko wrzaskliwem łajaniem kucharza, jeżeli zupę przesolił, olbe sos do potrawki przepieprzył. Dwa razy na miesiąc stary przyjmował u siebie swoich rówienników i kolegów, równie jak i sam niezabawnych.
Podejmowani goście oddawali nawzajem Osbornowi niemniej wystawne i niemniej nudne obiady skropione Xeresem i starem Porto, poczem zasiadano ceremonjalnie do wista, a o dziesiątej każdy odjeżdżał do siebie.
Pośród tak posępnej egzyztencji miss Joana dźwigała nadto jakiś tajemny ciężar w sercu. Miss Wirt, panna do towarzystwa, aljas rezydentka, mogłaby nas dokładnie obeznać z tą tajemnicą, która podobno głównie rozwinęła cierpkie usposobienie Osborna, skłonego z natury do pychy i próżności. Miss Wirt miała krewnego, malarza, znakomitego później portrecistę, bardzo chętnego do udzielania lekcji modnym paniom. Dziś już pan Smee nie pamięta dobrze drogi prowadzącej do Ruszel Square, ale w roku 1818. kiedy miss Osborne była jego uczennicą, z przyjemnością otwierał drzwi tego domu.
Smee, dawny uczeń malarza Sharp, rozpustnika, utalentowanego artysty, był przedstawiony przez swoją kuzynkę, miss Wirt, pannie Osborne, której ręka i serce były jeszcze wolne, po kilku czulszyeh westchnieniach rozsianych po drodze. Młody artysta uczuł gorącą mi-