Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
64

spodziewając się, że znajdę przytułek i opiekę u jedynego przyjaciela, jedynego obrońcy, jaki mi pozostał wśród tych strasznych i krwawych scen. Czyż mogłam przeczuwać że i pan także wkrótce odjedziesz?
— Najłaskawsza pani! — zawołał Jos, zapominając dawne urazy. Nie trzeba się tak martwić. Powiadam tylko że chciałbym bardzo bitwę zobaczyć. Każdy Anglik na mojem miejscu powiedziałby pani to samo. Obowiązek święty przykuwa mnie jednak do Brukseli, nie mogę zostawić biednej siostry, zamkniętej tam w pokoju!
Mówiąc to, wskazał palcem na drzwi Amelji.
— Poczciwy brat z pana i szlachetne masz serce, wtrąciła Rebeka, podnosząc do oczu chustkę, od której biły pachnidła. Jakże niesłusznie pana oceniałam że nie masz zupełnie serca!
— Wierzaj mi pani, że mam serce, rzekł Jos, kładąc rękę na piersi. Niesprawiedliwą okazałaś się pani względem mnie, szanowna pani Rawdon, bardzo niesprawiedliwą.
— Trzeba być chyba ślepą żeby zaprzeczyć pańskiemu przywiązaniu i poświęceniu dla siostry; przyznaj pan jednak że temu lat parę obszedłeś się ze mną bardzo podstępnie i zdradliwie. To powiedziawszy Rebeka popatrzywszy nań przez chwilę znacząco zbliżyła się do okna.
Jos zaczerwienił się aż po uszy. Organ ten, to jest serce, którego brak zarzucała mu przed chwilą Rebeka, rozpoczął skakać przeraźliwie. Przypomniał sobie nagły odjazd, przejażdżki powozem, zielony, jedwabny wore-