Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.
81

i zaczął szukać kapelusza z galonami. Znalazł go na zwykłem miejscu w przedpokoju, na stoliku, przed lustrem, gdzie codzień kończył poranną toaletę. Potęga nawyknienia staje się tak nieubłagalną, że mimo dreszczów przestrachu, instynktownie stanął przed lustrem i przyjrzał się pulchnej, własnej osóbce.
Na widok bladości zacnego oblicza o mało co nie zemdlał, a zauważywszy dziarskie swoje wąsy — zadrżał i oblał się zimnym potem.
Wąsiska te ujrzały świat od siedmiu tygodni i tak się już rozrosły, że w obecnych okolicznościach mogły go bardzo narazić.
— Wezmą mnie jeszcze za wojskowego — pomyślał przypominając sobie co mu wspominał Izydor o wytępieniu całej armji angielskiej i nienawiści do Anglików.
Co najspieszniej udał się do pokoju i gwałtownie zadzwonił.
Kiedy przybiegł Izydor, Jos siedział na krześle, zdjął krawat, kołnierzyk, opuścił głowę na piersi i zawołał objąwszy rękoma szyję:
Kupe moa Izidor, wit kupe moa (Pokraj mnie Izydorze, rznij prędzej!)
Izydor mniemał chwilowo że pan jego dostawszy pomieszania zmysłów, kazał żeby mu gardło poderżnąć.
Le mustasz (wąsy)... moa wuluar desandr dan le ru (chciałbym wyjść na ulicę), kupe le mustasz (ostrzyż wąsy:) raze wit (gól prędko).
Francusczyzna ta jednak — ciągle niezgodna z gramatyką i niegodziwie wymawiana, dosyć szybko wybiegała mu z ust.