Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
110

lares napełniony bankowemi papierami, pomiędzy temi były już i dziesięcioletnie depozyta, jeden zaś tysiąc funtowy, zupełnie świeży, który od lorda Steyne dostała.
— To on ci dał? — zapytał Rawdon.
— Tak! — odpowiedziała Becky.
— Dziś jeszcze odbierze to napowrót — powiedział Rawdon. — Resztę użyję na zapłacenie Briggs, która była bardzo dobrą dla dziecka, i na zaspokojenie innych wierzycieli. Co się zaś z tego zostanie, to wskażesz mi mi adres dokąd mam ci to odesłać? Sądziłbym Becky że mogłabyś była sto funtów użyć z tego kapitału na wydobycie z niewolł tego, który się zawsze z tobą dzielił tem co miał.
— Ale ja jestem niewinna! — powtarzała Becky.
Rawdon nie odrzekł ani słowa i zostawił ją samą jak posąg nieruchomą.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca oświeciły obraz nieładu i zniszczenia; żaden prawie sprzęt nie był na swojem miejscu: walizy powyciągane, na środek pokoju stały otworem, tu i owdzie leżały stosami suknie, pióra, kwiaty, wstążki i inne drobiazgi, smutne pamiątki kobiecej próżności! Rozrzucone włosy Rebeki spadały w nieładzie na ramiona, a suknia rozdarta w miejscu gdzie broszka djamentowa wyrwaną została. Becky słyszała jak Rawdon schodził na dół i zatrzasnął drzwiami wychodząc na ulicę. Rozumiała ona dobrze że mąż jej opuścił dom ten na zawsze i więcej już nie wróci. Czy o samobójstwie zamyśla? Nie, przynajmniej nie pierwej aż z lordem Steyne pojedynku nie odbędzie. Potem wszystkie wspomnienia ubiegłej przeszłości ci-