Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
126

salonu, zkąd się niezwykły hałas po całym domu rozlegał.
Kucharka zasmolona od dymu rozsiadła się wygodnie obok mistress Raggles, na pięknej sofie perską materją pokrytej, i nalewała sąsiadce kieliszek maraskinu. Groom, który zwykłe siedział za powozem swojej pani, albo roznosił po mieście jej czułe korespondencje, zanurzył palce w tej chwili w półmisek kremu, przygotowany do kolacji. Lokaj rozmawiał z panem Raggles, na którego twarzy malowało się coś nakształt rozpaczy, Chociaż drzwi były otwarte i Becky z całej siły krzyczała, nikt jednak z przytomnych nie raczył zwracać uwagi na jej wywołanie.
— No, mitress Raggles, jeszcze jeden kieliszeczek likieru, to nie zaszkodzi, stuknijmy — mówiła kucharka w chwili, kiedy Becky ukazała się we drzwiach w kaszmirowym szlafroczku, na ramiona niedbale narzuconym.
— Simpson! Trotter! — wolała pani domu w najwyższem oburzeniu — stoicie sobie z założonemi rękami, kiedy ja tak dawno wołam? A cóż to znowu za śmiałość zasiadać przy mnie na mojej sofie? Gdzie jest panna pokojowa?
Groom przestraszony tem wystąpieniem nieprzewidzianem, wyjął z ust palce zmaczane w kremie; ale kucharka wychyliła do dna kieliszek maraskinu przez mistress Raggles odmówiony, i lornetując niby swoją panią przez szkło kieliszka, mierzyła ją wyzywającem i zuchwałem spojrzeniem.
— Na mojej sofie! — powtórzyła przedrzyźniając