Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
128

kali. Oho, nic z tego nie będzie! Zapłaćcie nam pierwej naszą pensję, oddajcie nam naszą pensję!
Chwiejąca się postawa Trottera i niezręczne obracanie językiem jasno dowodziło że szukał odwagi i natchnienia na samem dnie butelki.
— Panie Raggles — zawołała rozpaczliwie Becky, czy pan pozwolisz na to, żeby ten opój śmiał mnie tak maltretować?
— Daj pokój Trotter, ciszej, dosyć już tego! — powiedział mały Simpson.
Simpson cierpiał nad upokorzeniem swojej pani i tem przemówieniem zażegnał nowe obelgi, któreby jej ściągnęło przezwisko opoja dane lokajowi.
— Ach pani! — mówił Raggles — byłbym prędzej spodziewał się śmierci, aniżeli takiego nieszczęścia! Znam od urodzenia familję Crawley’ów, służyłem trzydzieści lat u św. pamięci miss Crawley, a nigdyby mi nie przyszło na myśl że jeden z członków tej rodziny do nędzy mnie przyprowadzi. (Mówiąc to, nieborak miał pełne oczy łez). Cztery lata już jak państwo tu mieszkacie, któż przez ten czas dostarczał wam wszystkiego do kuchni i spiżarni? Kto wam dał wszystkie naczynia i bieliznę? Kto wam kupował jaja na wasze omlety? Kto dostarczał mleka waszemu wyżełkowi? Ja, zawsze ja. Za samą śmietankę, mleko i masło należy mi się od was około dwiestu funtów. A czy możecie za to wszystko oddać mi choć szyling?
— A do tego jeszcze — odezwała się znowu kucharka — czy ona choćby pomyślała kiedy o dziecku czy ono chce jeść albo czy jemu czego niepotrzeba? Gdzie tam