Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Dawna rezydencja namiestnika księcia Zajączka, powitała go słabo oświetlonymi mrokami wielkiego, sklepionego przedsionka.
Pułkownik zameldował się do trzymającego wartę oficera.
Oficer stawił się bez mitręgi i z całą służbistością i atencją pospieszył zapewnić Bema, że nie tylko ma rozkaz powitania go, lecz i zawiadomienia natychmiast komendanta pałacu o jego przybyciu, ileże komendant uważa sobie za obowiązek złożenia mu powinnego honoru.
Pułkownik nie zdołał jeszcze wyrozumieć znaczenia tego niezwykłego przyjęcia, gdy już salutował go z uszanowaniem krępy, zamaszysty major, w mundurze czwartego pułku strzelców konnych.
— Borodzicz, do usług pana pułkownika! — zarekomendował się żwawo major.
— Rad wielce, ale daruj, majorze, nie z mojej winy cię trudzę...
— Prawdziwy zaszczyt dla mnie! Niech pan pułkownik raczy pozwolić ze mną... o tu, do tej sali...
— Ależ bo — protestował Bem, coraz bardziej onieśmielony uniżonością majora — ja tu, jak po ogień, dowiedzieć się, kiedy będę mógł stawić się...
— W tej chwili, panie pułkowniku. Dam znać na sesję...
— Jakto, więc Rząd narodowy obraduje, o tej porze?
— W pełnym komplecie. Właśnie pan minister — komisarz wojny, dopiero co nadjechał i już zapytywał o pułkownika. Nie będąc pewnym, czyli pierwsza posyłka dobrze się sprawi, wyprawiłem podporucznika, — minął się w drodze niezawodnie...
Tu major wspomniał coś o sekretarzu generalnym, Plichcie, zawinął się i pozostawił Bema samego.
Pułkownik, oszołomiony tem całem przyjęciem a bardziej myślą, że czeka go stawiennictwo przed najwyższymi dostojnikami władzy, głowił się a bił z myślami, usiłując odgadnąć cel wezwania.
Może powołano go dla jakowej artyleryjskiej sprawy? Może idzie o prowadzenie fabrykacji ogniów? — Może