mniej troszczył się, czyli nie nadto sforuje się przed Czartoryskiego. Ale i książę snać uczuł Skrzyneckiego wracającą gwiazdę, bo, miast dostrzymywać mu kroku, czegoś zagadał się z idącym obok niego Plichtą.
Zapał tymczasem coraz śmielszy kształt przybierał. Żołnierze naprześcigi darli się z szeregów, wyrzucali czapami, hukali, potrząsali bronią aż jęli wołać zapamiętale:
— Prowadź wodzu! — Na bitwę chcemy! — W pole! — Na wojnę! — Na Dybicza! — Wiwat! — Pod twoim przewodem!
Skrzyneckiemu twarz zapłonęła.
— Dobrze chłopcy! — Pójdziemy! Za nasze prawo! — Pora teraz! I ja z wami, na bagnety po swoje, po kochane!...
Batalion piątego pułku strzelców, przed którym stał był Skrzynecki, złamał szyk i rzucił się doń rozmiłowany, szczęsny, radosny. A wódz z oczyma lśniącemi oganiał się nieusłuchańcom, „dzieciom warszawskim“ a fukał, niby pleban burczymucha, który dziatwie wioskowej niby się opędza, niby ją odpycha a tuli, niby tarmosi za uszy a gładzi, a hołubi.
Entuzjazm głównej alei ogrodowej tymczasem nie pozostał bez wpływu na ciżbę strojną, przed oficerskimi zgromadzoną stołami. Bo i ta ciżba, choć przybycie orszaku władzy najwyższej przyjęła z flegmą i otrzaskaniem, choć tu i ówdzie kłójącą powitała go przesłanką, sarkastycznem ust wygięciem, przecież, na widok czynionych Skrzyneckiemu owacyj, zmieniła raptem zachowanie. Tak, że gdy wódz naczelny dosięgnął ciżby, już jeno pogodne napotkał oblicza, jeno wynurzenia przyjaźni, hołdy, życzenia i komplementy.
Aż imć pan Ostrowski dał znak. Kapele umilkły. Przed ołtarzem amarantowy ornat kapelana się skłonił. Modły trwały krótko, tyle aby po Bożemu zacząć i pieśnią wspólną się zmocnić. Zaczem tarabany z piszczałkami zadudniły pobudkę na siadanie do stołów. Wstęgi wojska rozpadły się, broń w kozły złożyły i dalejże do jadła.
Kapele polonezami spłynęły — lecz na krótko, bo teraz na stoły oficerskie przyszła kolej prowadzenia fety. Więc ledwie rozprawiono się z pierwszem daniem — dźwignął
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.