Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/287

Ta strona została przepisana.

zdaje sobie sprawy, że z pośród wszystkich nas, on najwięcej jest tu skrępowanym odpowiedzialnością za każde słowo, każdy ruch, każde spojrzenie. Na chwilę nie wolno mu ulec porywowi, na oka mgnienie zapomnieć, że świat cały nań spogląda! Niech mi pani wierzy, patrzę na cesarza wciąż prawie i zdumiewam się, zdumiewam się tem więcej, im lepiej czytam w księdze jego myśli!... Słyszy pani, Vincent robi aluzję do Śląska! Przysiągłbym, że cesarz oddałby Austrji bodaj koronę pruską, byle mógł zamiast tej oficjalnej rozmowy zamienić z panią bodaj kilka słów, byle mógł wyrazić, jak głęboko, jak dalece...
— Panie marszałku, więc nic nie znaczą ani moje prośby, ani opinje? — odrzekła żywo pani Walewska.
— Znaczą wiele, bo ranią, bo przejmują bólem... lecz czyż są w stanie stłumić bicie serca! Pani zdaje się wątpić! Honorem pani ręczę, że słabym jestem rzecznikiem, nieudolnym.
Duroc w tem miejscu głos podniósł. Cesarz odwrócił się i spojrzał ku pani Walewskiej. Szambelanowa okryła się szkarłatem.
— Ma pani dowód, jak dalece najjaśniejszy pan nie zapomina o niej! Wie pani, co znaczyło to spojrzenie — podziękowanie! Podziękowanie, że raczysz słuchać, że pozwolisz mówić!...
— Nie mam mocy uchylenia się!...
— Okrutne wyrazy! Więc sądzisz pani, że ten władca potężny nie może mieć prawa do chwili szczęścia, do uczucia, do wzajemności!
— Bynajmniej! Mniemam nawet, że najjaśniejszy pan jest miłowanym głęboko przez cesarzowę...
— Nie wątpię, że pani mówisz to szczerze, choć nie powinny być pani obcemi pewne szczegóły! Nie miejsce po temu, by rzecz bliżej wyjaśniać, niechże pani jednak zapamię-