Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/49

Ta strona została przepisana.
—   41   —

— Nigdy w życiu nie zgodzimy się na to!... Każdy z nas też pragnie mieć u siebie choć jezdnego gościa, choć na jedną noc protestowali starsi wygnańcy.
— Oddajcie więc wasze kłopoty z nami losowi i rozegrajcie nas w loterję! — zwrócił się do nich z uśmiechem Baturin. — Proponuję jednak, aby wyłączyć z tej gry jenerała Beniowskiego; należy mu pozostać tutaj, u kochanego waszego starosty, nietylko z rangi, lecz i dla świeżo zabliźnionych, uporczywych ran, które lekarz zabronił narażać na chłodne powiewy nocy...
— Przepraszam... — zaczął Beniowski, lecz Baturin rzucił mu bystre porozumiewawcze spojrzenie.
— Niezmiernie rad będę, jenerale, jeżeli zgodzisz się uczynić mi ten zaszczyt! prosił Chruszczów.
Wszczął się gwar, ruch, zaproszenia, umowy, uściski. Po niedługiej chwili izba opróżniła się i Chruszczów z Beniowskim pozostali sami; Alajda wyszła do śpiżarni po futra na posłanie dla gościa.
— Dlaczego książę ścisnął mię wówczas za ramię?... — spytał nagle półgłosem Beniowski.
— Wydało mi się, że, nie znając naszych praw i obyczajów, gotów pan jakiem nieostrożnem słowem narazić nietylko siebie, ale i nas wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo. Nie