Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

wsi spalili, krwi przeleli — nie przeliczyć! Służyliśmy, jak kto umiał, Allachowi; nie było pośród nas zaprzańców, a gdy się jeden znalazł, zginęliśmy wkrótce, bo niema nic gorszego nad zdradę! Wypędziliśmy łotra, który nie szanował obyczaju i skrzywdził towarzysza. Trzeba było go zabić... Popełniliśmy omyłkę!... On przyprowadził żołnierzy. Podczas mgły wdarli się do przesmyku do naszego gniazda, gdyż my, pewni bezpieczeństwa swego, nie stawialiśmy straży. Zeszli nas śpiących; szczęk oręża obudził niektórych. Rzucili się do broni. Żołnierze zaczęli mordować nas bagnetami i strzelać prosto w twarz. Mój stary walczył jak lew, chciał wyprzeć wrogów, zrzucić ich w przepaść — nie mógł. Napływali jak fala i zabili go nakoniec. Zaleli plac cały i posuwali się ku nam, a my staliśmy nad brzegiem przepaści. Mój brat, dziecko jeszcze, nie wytrwał, — gdy żołnierze podeszli blizko i strzelili, padł na kolana, broń rzucił i zaczął wołać: „Pardon, brat!“ Przebiłem go kindżałem. Czerkies nie zna „pardon“; żołnierz nie zna „brat“. Potym każdy z nas schwycił żołnierza i rzucił się z nim w przepaść. Górale umieją się z gór staczać, ale wielu z nas zginęło. Ja złamałem rękę. Potym długo błąkałem się w górach. Nie szukali mię, myśleli, że umarłem. Później poszedłem do Turcji. Byłem w Mekce i mam biały zawój „chadżi“. Służyłem w konnicy sułtana. Ale nie mogłem wytrzymać. Tęskniłem do słodkiego powietrza naszych gór. Wróciłem. Na miejscu, gdzie był nasz auł, wyrósł las. Ledwie znalazłem ślady jego w gąszczu. Wy-