Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/150

Ta strona została przepisana.

zrywając się, aby w ruchu dać ujście trawiącemu go niepokojowi.
Tak przebłąkał się aż do świtu i dopiero, gdy przez ślepe, matowe okno wpłynęło perłowe światło dnia, gdy żandarm drzwi otworzył i zabrał lampkę niepotrzebną, Józef, ogarnięty niesłychanem znużeniem, upadł na pościel i usnął.