Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/25

Ta strona została przepisana.

się jest kolegą, jeżeli się chodzi do rosyjskiego gimnazjum?
— Przepraszam, to już nie jest sprawa formalna. Będziemy o tem dyskutowali po referacie. Odbieram koledze głos — wmieszał się przewodniczący.
— Przeciwnie! Jest to kwestja najformalniejsza z formalnych, gdyż od wyjaśnienia jej zależy cały charakter dalszej dyskusji... — bronił się Rodkiewicz.
— Nie ma kolega głosu. Proszę siadać!...
— Odwołuję się do zgromadzenia.
— Niech mówi!... Prosimy...
— Dosyć, dosyć!... Siadaj! Rzodkiew!... — wołali inni.
— Co wy wiecie!... Znacie się, jak kura na pieprzu!
— A wy co?... Obrażacie nas!... Nie wolno!...
— Każdy ma swoje zdanie!... Swoboda słowa!...
Wszczął się hałas, który nadaremno próbował uśmierzyć dzwonek przewodniczącego.
Wtem jeden z uczniów, stojących w niszy okiennej, oderwał twarz od ciemnej szyby i zawołał:
— Cicho, na Boga!... Ktoś stoi na ulicy!...
— Panowie, chować papiery!... Idą po schodach, tu na górę!... — zaszeptał przejmującym głosem wartownik, wpadając z przedpokoju.