Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— Usunąć stół... Bierzcie się za ręce... Pary... Zdzisiu, graj!... — rozporządzał się Józef Gawar.
Wkrótce zabrzmiały dźwięki harmonji i zawirowały, śmiejąc się i pokrzykując — młode postacie.
Na szczęście alarm okazał się tym razem próżnym. Do pokoju wszedł pan Zawadzki i zawołał ze śmiechem:
— Co? Dobrze udawałem żandarma!? Zlękliście się, smarkule, nieprawda?... A pamiętacie:

„O! matko polko, jeśli syn twój z młodu
W płochych rozrywkach marnie trawi lata,
I zapomniawszy krzywd swego narodu,
Schlebia tyranom, z wrogami się brata:
O! matko polko! źle syn twój się chowa,
Opowiedzże mu wszystkie Polski męki,
Wskazał mu na Pragę — na pola Grochowa —
Na niepomszczone błonia Ostrołęki.
Niechaj się dowie, ile krwi wyciekło
Z serca narodu — i jaka łez rzeka,
Płynąc od strony, gdzie Sybiru piekło,
Przez wszystkie ziemie wygnania przecieka!
O! Polko! twe dziecię
Nosić powinno kir z grobu ojczyzny —
I w każdej chwili myśleć o odwecie!
Niech więc do dzieła sposobi się zcicha,
Skrytemi łzami żal serca podsyca,
Żart ma na ustach, a śmiercią oddycha,
Jak Hamlet, kiedy mścił się za rodzica!
Każże mu wcześnie wprawiać się do konia,
Do strzału, szabli, do harców i znoju —
Umieć wypatrzeć obronne ustronia,
Do czat, zasadzek, lub wstępnego boju: