Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Acha, to znaczy, że zrozumiał, że nie cały wyraz trzeba mu wystukiwać!... Byczo! — domyślił się wreszcie.
Żwawiej poszła telegraficzna rozmowa.
— Ładnie, ładnie! Pan stuka, pan wie, że nie wolno!... Pan czytał w prawidłach. Wczoraj pana przyprowadzono, a już pan stuka. Wcześnie pan zaczyna... Ja na pana raport złożę, pana za to nie pochwalą, nie! — rozległ się nagle głos ode drzwi.
Józef obejrzał się i zdumiał, spostrzegłszy stojącego w otwartych drzwiach grubego, dobrodusznego klucznika.
Zagłębiony w poznawaniu nowej dla siebie nauki, zapomniał, gdzie jest, nie słyszał ani kroków klucznika, ani nawet zgrzytu rygli i zawiasów otwieranych drzwi.
Chciał dać znać o bliskiem niebezpieczeństwie wystukującemu dalej za ścianą sąsiadowi, ale, zanim się na to odważył, drzwi się u niego zatrzasnęły, a otwarły natychmiast obok i usłyszał burzliwą rozmowę po rosyjsku:
— Znowu pan stuka... ja doniosę zaraz naczelnikowi, pozbawią pana spaceru i widzenia!...
— Donoś, kochanku, donoś... Wiem przecież, że twoje to rzemiosło... Poco więc mi tu o tem raportujesz?... Idź do djabła!
— Nie wolno stukać... Pan zawsze tylko ciszę powszechną narusza i innych psuje, co jeszcze nic nie wiedzą!