Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/381

Ta strona została przepisana.
VIII.

Noc była cicha, gorąca. Gwiaździste niebo ametystowe przeglądało się wraz z gwiazdami w ametystowem morzu. Parowiec, otoczony seledynową mgławicą własnej jasności, sunął jak gorejący bolid po cichej, niewidzialnej wodzie. Jak ogony, wlokły się za nim bruzdy białej piany, na których tańczyły ogniste zygzaki wydłużonych świateł. Czarne dymy kłębiły się wgórze śladem gwiazdy naczelnej latarni, zawieszonej na szczycie niewidzialnego masztu. Niby dwa różnobarwne ślepia, migały z obu boków czerwone i zielone ognie sygnałowe. Różaniec niezliczonych iluminatorów, oświetlonych z wewnątrz blado-różowem światłem, opasywał boki parowca niby sznur pereł. A tu i tam na pomostach, na mostku kapitańskim, na galerjach bocznych i u rufy płonęły lampy elektryczne, ujawniając brzegi, kanty, płaty białych płaszczyzn, leciuchne zarysy rozpuszczonego w ciemnościach statku. Jeno łabędzie brzuchy szalup