Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/102

Ta strona została skorygowana.
96

oczyma chorego, Reginy, Wacława i zrazu nic dostrzedz nie mogła.
Łóżko poruszono z miejsca i zwrócono ku otwartym oknom. Na stosie poduszek, z blado-sinem obliczem leżał umierający. Zaledwie zdołała poznać człowieka, który przed kilku dniami jeszcze jaśniał zdrowiem, siłą, wykwintem. Dzisiaj twarz ta, porosła siwiejącą brodą, miała charakterystyczny wyraz osłupienia, właściwy chorobie jakiej uległ.
Skoro wzrok pani Julskiej przyzwyczaił się do półcienia zalegającego pokój, wzdrygnęła się na ten widok, szczególnie przykry dla jej wykwintnej natury. A jednak Regina, klęcząc przy łóżku, obejmowała to bezwładne ciało, opasywała je rękoma i spoglądała w twarz jego z wyrazem niewypowiedzianej miłości.
Pani Julska zrozumiała dobrze, iż tutaj powinna była pozostać. Trzeba jej oddać nawet sprawiedliwość, że w tej chwili