Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/146

Ta strona została skorygowana.
140

— Regino! Regino! — powtarzał tylko, nie mogąc zdobyć się na inne słowo. — Regino moja! Sądziłem że ty spisz spokojnie.
Wyniósł ją z żałobnego pokoju, położył na sofie i łamał ręce, widząc jej bezwładność.
— Przemów do mnie, spojrzyj przynajmniej — błagał, nie odbierając żadnej odpowiedzi.
Była posłuszną: otworzyła powieki. Spotkał znowu jej wzrok łagodny, ale teraz były w nim przepaście bólu.
Rzucił się na kolana, całował zdrętwiałe ręce, tłumaczył jakim sposobem nie było go przy niej, kiedy najwięcej potrzebowała kochającego serca.
Słuchała słów jego jak rzeczy nowej, jak słucha powracający do zmysłów dźwięków otaczającego świata. Więc nie była samą, więc pozostało jej coś jeszcze na ziemi.