Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/193

Ta strona została skorygowana.
187

— Zkąd? — szepnęła — zkąd? Och! Wacławie, ja nie chcę żadnej ofiary, nie chcę być w twojem życiu zawadą i troską.
— Alboż nie jesteś dla mnie wszystkiem? — zawołał — alboż mógłbym bez ciebie znaleźć chwilę szczęścia? Zdaj na mnie przyszłość, ja się nie lękam.
Wstrząsnęła głową, z wyrazem dumy i postanowienia półdziecinnego jeszcze.
— Tak być musi — wyrzekła — Zdobędę sobie położenie społeczne, albo twoją nie będę nigdy.
— Mówisz jak dziecko — zawołał. — Ty nie masz ku temu ani sił, ani środków.
Spojrzała na niego okiem, które pomimo jej woli zachodziło mgłą łzawą:
— Więc nie będę niczyją!
— I cóż ty zamierzasz? — spytał ze smutnym uśmiechem. Na jaką drogę chcesz się rzucić, by dopiąć podobnego przedsięwzięcia.