Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/215

Ta strona została skorygowana.
209

woni nowości, w której, według pięknego wyrażenia Juliusza, nęci jak twarz kobieca. Otulona żałobnemi szatami i dumnym smutkiem, zdawała się nie zważać na tłum ludzki, który snuł się koło niej, lub witał ją zdaleka milczącym ukłonem; ale tłum ten drażnił ją tem mocniej, iż na całym wielkim świecie nie było ani jednego zakątka, do którego mogłaby uciec myślą. Była bezdomną, tułaczką, sierotą.
Próbowała oswoić się z tą myślą. Czuła, że Wacław był przy niej chwilowo tylko, że powinna przyzwyczaić się samej myśleć o sobie, znosić opuszczenie i nie przerażać się tłumem. Czuła, że skończyła się dla niej miękka dola pieszczonego dziecka, a zaczynał się los bojowniczy.
Nie lękała się przecież. Na dnie jej serca leżały jakieś ukryte siły, jakieś pierwiastki żywotne, które rozwijały się w czarnych godzinach bolu i hartowały ją ciosami nieszczęścia.