Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/218

Ta strona została skorygowana.
212

Zapomniał że zaszły pomiędzy nimi przeszkody nagłe, zapomniał o wypadkach i ludziach co im nawspak stawały; czuł jedno tylko, że kochał, że z Reginą największe klęski nie stanowiły nieszczęścia, a bez niej nic mu szczęścia przynieść nie mogło.
— Regino! — szepnął zaledwie słyszalnym głosem, pochylając się ku niej, biorąc obie jej ręce w swoje i przygarniając je do piersi — powiedz mi czy sądzisz, że szczęście już dla nas istnieć nie może? Szczęściem dla mnie jesteś ty, Regino, ty jedna! Najmniejszy kątek, do któregobym mógł powrócić po dniu pracy, w którym czekałaby mnie twoja twarz uśmiechniona, wystarczyły mi za świat cały, za wszystkie rozkosze jego. Ludzie śmieją się z owego marzenia rozkochanych: „nawet w chatce, a jednak byle z nim, czy chatka nie wystarczałaby mnie i tobie, czy maleńkość jej zmiejszyłaby nasze szczęście?