Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/223

Ta strona została skorygowana.
217

był on prawie pusty; ale ogród z wygracowanemi ulicami i okna, w których świeciły jasne szyby o białych firankach, miały tę wyszukaną czystość, która w siedzibach prostych zastępuje elegancyą. Na grzędach rosły niewykwitne kwiaty: malwy, lewkonie, rezedy, groszki pachnące, i napełniały wonią ranne powietrze, kiedy Wacław z Reginą stanęli przed furtką, prowadzącą z bocznej ulicy do ogrodu, pośród którego dom się wznosił.
Pomimo wczesnej godziny, furtka już stała otworem, a panna Teodozya krzątała się po ogrodzie, używając rzadkiej dla siebie swobody. O tej porze nie spodziewała się nikogo, ale pomimo to ubrana skromnie i schludnie w wiosenny perkalikowy szlafroczek, w zupełnej harmonii z powierzchownością siedziby swojej.
Królowała tu w tej chwili swobodnie i dawała rozporządzenia kulawemu stróżowi, który pełnił obowiązki ogrodnika, kie-