Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/225

Ta strona została skorygowana.
219

Teodozya była przedewszystkiem praktyczna i chciała zrozumieć położenie, a łzy te i żałoba przywiodły jej na myśl panią Julską.
— Ciocia! — zawołała — czyżby ciocia...
Nie dokończyła zaczętej myśli.
Wacław niezdolny był odpowiedzieć.
— Bądź pani spokojną — odezwała się Regina zdławionym głosem — pani Julska żyje. To ja straciłam ojca...
— Ależ w takim razie — pochwyciła
Umilkła nagle, czując, że pytania mogły być niedyskretne. Nie rozumiała położenia. Skoro jednak matka jego żyła, łzy Wacława traciły jej sympatyą, niecierpliwiły ją raczej, bo widziała w nich słusznie więcej bezsilności, niż żalu.
— Straciłam ojca i wszystko com posiadała — wyrzekła dalej Regina.
Teodozya na te słowa odwróciła się od Wacława i spojrzała bystro na młodą dziewczynę. One wytłumaczyły jej wszy-