Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/230

Ta strona została skorygowana.
224

Popchnęła go lekko ku drzwiom i rozpakowała podróżną walizkę Reginy, dobywając to wszystko, co mogło jej być potrzebnem.
— Rozgość się trochę — rzekła — zanim podadzą śniadanie; potem ułożę cię do snu. Upadasz ze znużenia i pewno cię głowa boli.
— Prawda — szepnęła dziewczyna — ale do tej pory nie myślałam o tem.
Te proste słowa do reszty zdobyły jej sympatyą starej panny. Widocznie, chociaż rozpieszczona przez ludzi i los, Regina nie stała się wcale jednem z tych mdłych bożyszcz, które bez ołtarzy, kadzideł i czcicieli obyć się nie mogą.
— Nie umiesz myślić o sobie — burczała ją Teodozya z uśmiechem — to źle, to źle bardzo! Na tym świecie każdy ma tyle do czynienia, ażeby się do czegobądź docisnąć, iż się wcale o innych nie troska. Jest to abecadło życia i biada tym,