Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/235

Ta strona została skorygowana.
229

Wstrząsnął głową, przecząc energicznie.
— Nie ty, nie twoja matka, więc ja chyba? — zawołała.
— Ty, Teodoziu, tak, ty jedna — zawołał, czepiając się tej myśli, niby deski zbawienia.
Ruszyła ramionami. Znać było, że walczyły w niej sprzeczne uczucia: miłość, jaką miała dla niego, z pogardą dla niezaradności.
— A więc słuchaj — wyrzekła szorstko. — Żeń się bogato, to jedyna rada, jaką ci dać mogę.
Mówiąc to, patrzyła mu prosto w oczy, jak gdyby chciała badać wrażenie jakie czyni.
— Ja? — zawołał, zrywając się zarumieniony — ja miałbym porzucić Reginę? Ty tego nie mówisz na seryo!
Zaśmiała się suchym, urywanym śmiechem.