Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/257

Ta strona została skorygowana.
251

Rzeczywiście, wymawiając te słowa miał łzy w głosie, a drżenie jego świadczyło o prawdzie uczucia.
Zanosiło się na jednę z tych scen pomiędzy zakochanymi, które kończą się zwykle przysięgą, płaczem uśmiechem, ale nie mają innego praktycznego rezultatu. Zrozumiała to snadź Teodozya, bo wmieszała się do niej.
— Więc cóż ty zamierzasz, Regino? — spytała.
Domyślała się, że w głowie dziewczęcia tkwiły jakieś zamiary.
— Ja — odparła bez namysłu — zdaje mi się, iż umiem już dość, ażeby zostać nauczycielką, chociażby młodszych dzieci.
— Nauczycielką! ty? — zawołał Wacław.
Myśl, by ukochana jego, która dotąd jako pieszczocha losu nie zaznała żadnej goryczy życia, skazaną była na twardą, ciężką, mozolną, a często pełną upoko-