Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/310

Ta strona została skorygowana.
304

— Dlaczego? — powtórzył gorączkowo młody człowiek — Chcesz wiedzieć, więc powiem ci. Położenie moje się zmieniło, potrzebuję zarobku i myślałem...
Zatrzymał się nagle, uderzony zmianą twarzy dziennikarza. Skoro wspomniał o noweli, twarz ta z koleżańskiej stała się protekcyjną, choć zawsze przyjazną, teraz zaś w miarę jak mówił Wacław, znikał z niej przyjazny wyraz, a natomiast występowała urzędowa sztywność, jakiś odstręczający chłód, którego dotąd nigdy na niej nie dostrzegł.
— Aaa... — wyrzekł przeciągle.
Nawet zapomocą różnorodnych muzycznych tonów byłoby niepodobieństwem oddać stopniowania, jakie zawierała najniewinniejsza z pozoru samogłoska, od której zaczyna się abecadło. Brzmiało w niej zrazu zdziwienie, potem pewien niepokój, jaki ogarnia człowieka, skoro spostrzeże, iż był bliskim popełnienia bardzo nierozważnego