Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/319

Ta strona została skorygowana.
313

kie mógł mieć Wacław nie były zapewne wcale przykrymi. Co najwyżej chodzić mogło o jaką zabawę, spacer lub piknik. Ale sam wyraz miał dla niego coś rażącego.
— No, cóż to takiego? — zapytał.
Ucho Wacława, które zaczęło nabierać wprawy w subtelnem odróżnianiu odcieni głosu, zostało zaniepokojone tonem tego pytania. Przecież mówił dalej:
— Znając pańskie stosunki, powagę literacką, wpływy w rozmaitych pismach, a nadewszystko talent, udaję się do pana...
Wmiarę jak mówił, rozpogadzała się twarz pana Oktawiusza, bo pochwałę własną miło jest zawsze usłyszyć, zwłaszcza gdy wypowiedzianą jest przez tak bezinteresowne usta.
— Tak... tak... — przerwał — mam niejakie wpływy. O cóż to chodzi?
To właśnie najtrudniej było wypowiedzieć Wacławowi; przecież, zachęcony tym wstępem, zaczął nieśmiało: