Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/326

Ta strona została skorygowana.
320

mu, powtarzać, jaki interes go sprowadzał. Dzięki stanowisku jakie w świecie zajmował i przelotnej znajomości, spotykał się zwykle z grzecznym uśmiechem redaktora, który miał zawsze pełne biurko wybornych powieści i artykułów i drugie tyle pozamawianych u najznakomitszych autorów, oraz mnóstwo współpracowników.
Po dwóch dniach wędrówek, zupełnie bezskutecznych, ostatecznie zniechęcony wychodził z redakcyi codziennego pisma, na którą najwięcej rachował. Tam już był śmiałym, niemal natarczywym, prosił bowiem redaktora o powierzenie mu jakiego tłumaczenia, lecz i to nawet odmówionem zostało.
Teraz zadawał sobie pytanie, kto właściwie zapełnia owe łamy kilkudziesięciu pism, w których mieści się przecież tyle oryginalnych i tłumaczonych utworów, kiedy ci wszyscy co dzierżą pod tym względem berło, nie raczyli nawet zajrzeć