Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/354

Ta strona została skorygowana.
348

cya. Oczy pana Euzebiusza biegły w głąb myśli bliźniego, zdarzały się chwile w których miały świdrujące połyski, a wówczas bruzdy na czole stawały się wyraźniejsze i można było przysiądz, że odczytywał ludzi nakształt ksiąg otwartych. Chwile te jednak były niezmiernie rzadkie; zapewne fakt ten uwidoczniał się wówczas tylko, gdy spotykał na drodze swej jakiś niezwykły szkopuł, lub sądził, że na niego nie zwraca uwagi, wiedział bowiem, że nikt badanym być nie lubi. To też zwyczajnym jego wyrazem było owo spokojne i uprzejme zadowolenie człowieka, któremu wszystko idzie po myśli, który używa spokojnie owoców własnej pracy, bo on to sam, własnemi siłami, dźwignął się na stanowisko jakie zajmował i zapewne dlatego chętnie innym ułatwiał drogę, którą sam przebył szczęśliwie. Jeśli w ciągu swojej zadziwiająco szybkiej karyery pan Euzebiusz ubiegł w awansie kolegów, którzy sądzili