Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/384

Ta strona została skorygowana.
378

się przed bankierem, a jednak wczęści przynajmniej zwierzyć się musiał.
— Słucham, słucham — powtarzał pan Schmetterling z grzeczną niecierpliwością.
Wacław cofnąć się nie mógł i zaczął z nagłą determinacyą:
— Zmiana położenia mojej narzeczonej wkłada na mnie obowiązki...
Tutaj zatrzymał się nagle, bo żółto niebieskie oczy pana Schmetterlinga spoczywały na nim badawczo i chłodno.
— Obowiązki — powtórzył jak echo — a! obowiązki.
— Sam bogatym nie jestem — ciągnął dalej Wacław — potrzeba mi więc znaleźć sobie jakie zajęcie, jaką pracę.
Słuchając go, bankier przechylał głowę w prawo, w sposób niedowierzający i nieobiecujący wcale.
— Dlaczego?
Zamiast odpowiedzi, pan Schmetterling śmiać się zaczął i przymrużał oczy.