Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/398

Ta strona została skorygowana.
382

Wacław był teraz, zarówno jak pan Mergold, podwładnym tylko, a nawet ostatnim z podwładnych. Uczuł to i krew uderzyła mu do twarzy.
Pan Schmetterling nie uważał za stosowne dodać słowa, ani wyciągnąć do niego ręki. Podobna poufałość względem podwładnego wydawała mu się zapewne nie na miejscu. Zanim jednak Wacław przestąpił próg pokoju, mógł zobaczyć, że papiery, w których zatopił się jego pryncypał, służyły mu tylko za pozór oddalenia natrętnych, rzucił je bowiem na stół bez ceremonii i wyciągnął się na fotelu, jak człowiek znudzony.
Ruch ten był wymownym i Wacław przypomniał sobie, jak nieraz czynił podobnie, kiedy wreszcie pozbył się jakiego uprzykrzonego interesanta; tylko że on czekał zwykle z objawami znudzenia, póki się drzwi za nim nie zamknęły, a pan Schmetterling na to nie czekał.