Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
2

świąteczne szaty i nęci, niby oaza zieleni i kwiecia.
Taką była na żyznych równinach lubelskich Jasionna. Wśród pól porosłych bujnie czarną zielenią ozimin i tłustych skib, gotowych przyjąć zasiew jary, ciągnęła się półkolem ponad stawami, strojna kwitnącymi drzewami sadów i lipowymi szpalerami, które otaczały dwór biały, o lustrzanych szybach, z werendą zwróconą ku stawom, a około niej zwieszały się cienkie prątki dzikiego wina, nagie jeszcze w tej porze, zaledwie gdzieniegdzie zdobne ząbkowanym listkiem.
Słońce chyliło się ku zachodowi, rozpościerało na pogodnem niebie purpurową łunę, złotem haftowało lekkie obłoki na skraju widnokręgu i odbijało się słupem ognistym w zwierciadlanej powierzchni stawów.
Na werendzie znajdowały się dwie osoby: mężczyzna, u którego wiek męzki