Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/91

Ta strona została skorygowana.
85

jej serce było jedynem miejscem, na jakiem spocząć mogła i odnaleźć łzy, do tej pory dalekie od jej powiek.
Próbowała wypowiedzieć skargi i bóle swoje, ale brakło jej słów. Szeptała ciągle: „matko! matko!“ jakby w tym jednym wyrazie zamykały się wszystkie inne. Była w nim namiętna rozpacz istoty, która pierwszy raz poznawała straszne znaczenie tego słowa tracić, i tęsknota sierocego serca, a może jeszcze i ostatnie echo nadziei, niemogącej nawet wobec rzeczywistości zagasnąć w młodej myśli.
— Dziecko moje, dziecko najdroższe! — powtarzała pani Julska, obsypując ją pieszczotami.
Nie mogła o nic pytać wobec jej rozpaczy i może w tej chwili narzeczona syna absorbowała ją wyłącznie, gdy we drzwiach pokoju chorego ukazał się Wacław, zwabiony odgłosem jej łkań, albo szmerem słów matki.