Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/98

Ta strona została skorygowana.
92

— Dwadzieścia cztery, trzydzieści godzin najwyżej.
— A więc panowie róbcie co można, byle go jak najdłużej zachować.
— Nie czekaliśmy na prośbę pani, ażeby to zrobić — odezwał się milczący dotąd młody lekarz, z odcieniem dumy. — Mój kolega nie odstąpi chorego i jego rodziny. Nieszczęściem jest to wszystko, co uczynić możemy.
Słowa te z robiły pewne wrażenie na pani Julskiej. Dowiedziawszy się tego co wiedzieć pragnęła, powróciła do zwykłego sobie, miękkiego tonu, o którym zapomniała na chwilę, pod naciskiem gwałtownych okoliczności.
— Och! wiem o tem, nie wątpię — wyrzekła, wyciągając ku staremu lekarzowi i jego koledze rękę obciśniętą duńską rękawiczką. — Przecież zbytek troskliwości mojej panów obrażać nie powinien