Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/109

Ta strona została skorygowana.
99

Nie mogła obrazić się tą poufałą nazwą, przeciwnie, ten wyraz „moje dziecię“ sprawił jej rodzaj ulgi.
— Jestem sierotą zupełną — odparła śmielej.
— Musisz jednak mieć opiekunów przynajmniej.
Uśmiechnęła się z goryczą.
— Nie mieliby się czem opiekować — wyrzekła podnosząc głowę, — wraz ze śmiercią ojca straciłam majątek.
Fakt ten wprawdzie bynajmniej nie uwalniał od opieki, ale Regina nie miała żadnych blizkich krewnych, a droga urzędowa była długą i stanowiła raczej czczą formalność, niż rzeczywistą rękojmię.
Dyrektor zapewne w ten sposób ocenił położenie, bo nie zastanawiając się dłużej nad tą kwestyą, przeszedł do innej.
— A czy próbowałaś kiedy naszej sztuki, uczyłaś się jej?